piątek, 17 stycznia 2014

Zimowo-stylowo!

A więc przyszła?!
Głupia ja, tak się przyzwyczaiłam, ze miałam nadzieję, że już tak będzie...do wiosny! Ciepełko,teges tamteges...
Ziiiimaaaa, ziiiimaaa...
Na razie niefajna jakaś. Niby coś leci ale tylko mokro...brr!
A ja bym chciała tak!
Zdjęcie z A1 Pictures
Na wesoło!!!
Taaa wesoło! Bywa!
Mieszkam na lewym brzegu Odry! Moja lewa strona jest jak własna kieszeń...
Wczoraj musiałam jechać na prawy brzeg do szpitala.
Ale co? Że jakiś problem? W necie sprawdziłam co tam jedzie, jakie przesiadki, w co przesiadki i w pełnym rysztunku(czyt. makijażu) wsiadłam w pierwszy tramwaj i jadę!
Droga trochę mnie przerosła! Ponieważ:
a)nie sprawdziłam co ile minut mam docelowy autobus
b) ile czasu zajmie mi dojazd do celu
c)nie sprawdziłam pogody za oknem(padał deszcz ze śniegiem a ja bez parasola)
Pokonawszy wszelkie bariery, niedogodności i niesprzyjające warunki po godzinie i dwudziestu minutach(samochodem w 2o minut byłabym na miejscu z zaparkowaniem tyłem, przodem i w kopertę!)Wpadłam na izbe przyjęć. W zasadzie pojechałam tam by...ustalić termin zabiegu chirurgicznego! Pani przez telefon była nieugięta twierdząc, że telefonicznie nie da się ustalić terminu, gdyż lekarz musi mnie zobaczyć osobiście, zbadać, przeprowadzić wywiad!
Oszmatko!
Lekarz mnie widział przecież, sam wypisał skierowanie do tegoż szpitala???
Nic, nic, musi Pani przyjechać osobiście i koniecznie do 12.00!
Zatem jestem!
Daję skierowanie w rejestracji...muszę czekać!
Lekarz jest na odziale...przyjdzie!
Przyszła(dziecko takie, w życiu bym nie powiedziała, że to lekarz), po pół godzinie i zaczęła przyjmować...
Przyszła moja kolej...nawet nie spojrzała na mnie,nie mówiąc o konsultacji, badaniu, czy nawet wywiadu jakiegoś, zapisała datę na skierowaniu i pożegnała mnie obojętnie...
Szkoda Pani doktor, szkoda!
Nawet nie wie Pani co Pani straciła!!!!
W tym pośpiechu porannego makijażowania przez przypadek zamiast czarną kredkę do brwi...użyłam oczojebną fioletową!
Cieeemno było a ja się śpieszyłam poniekąd, więc jak się zobaczyłam w lusterku, myślałam, że się zleję ze śmiechu!
Było to w czasie oczekiwania na ową Panią doktor. Wcześniej nie widziałam bo miałam czapę naciągniętą prawie na oczy( z powodu tego śniegu co to sypał paskudnie) No i w dodatku czapa...fioletowa, więc jakoś nie rzuciło mi się w patrzały! A na świecie szaro i ciemno, nikt nie zauważył...W drodze powrotnej wpadłam do pierwszego z brzegu sklepu, zakupiłam najtańszą czarną kredkę i się domalowałam zanim dotarłam do pracy! Toż moje chłopaki śmiechem by mnie zabili! Zresztą sama mało ze śmiechu nie zeszłam!
To na rozweselenie!
Cudownego weekendu życzę wszystkim!
Może jeszcze kilka fotek zaległych! Bransoletka dla Marysi!
Bransoletka zrobiona do kompletu z kolczykami!
I tyle na dziś!
aga

środa, 8 stycznia 2014

Aniołowo, choć inaczej!

Dawno temu wpadłam na pomysł studiowania socjologii.
Ja!
Po szkole budowlanej, poczułam nagle przypływ ducha humanizmu w sobie i potrzebę zagłębiania się w studium zachowania ludzkiego! Obrałam kierunek takowy i dopełniwszy stosownych formalności(a wcale łatwo nie było, choć to studia wieczorowe tylko)weszłam w poczet studentów Uniwersytetu Szczecińskiego!
Dawno to było! Dziś nie ma już mojego starego Wydziału, Kierunku, ani nawet większości Profesorów...
Ale! Wspominam!
W moich wspomnieniach jest wieżowiec telewizji w Szczecinie! Tam nasz Wydział wynajmował salę konferencyjną. Na pierwszym roku miałam tam zajęcia 4 razy w tygodniu. W pewnym momencie stwierdziłam(nie tylko ja, zresztą), że zajecia teoretyczne(nie wszystkie) trochę są przynudnawe...a wiedzieć musicie, że przy sali konferencyjnej był absolutnie, nieziemsko, fantastyczny...buuuufet!!!
W stylu początek lat osiemdziesiątych z wielkimi fotelami i kanapami, z pysznym jedzonkiem w bufecie(tanim!!!), no i co najważniejsze można było spotkać tam wszystkich z telewizji!
A ponieważ były to czasy gdy wszyscy palili w miejscach publicznych, owiany był białą mgłą od dymu papierosowego(co mi wcale nie przeszkadzało wtedy), niczym smugą tajemniczści (mgła typu gówno widać),drogimi perfumami pań redaktorek i zapachem smażonych pierogów(te akurat pychaaa!)...
I tak zgłębiałam tajniki zachowań ludzkich w sposób bardzo praktyczny...gdybym wtedy wiedziała?!
Ponieważ był to początek lat 90tych i TV ze Szczecina prężnie działała, kręcąc wiele reportaży o tematyce morskiej(No bo przecież Szcecin leży nad morzem hahaha!), nie mogło zabraknąć w bufecie Moniki Szwaji! Cudowna, wspaniała, zawsze zadowolona! Z wielkim szacunkiem odnosiłam się do Pani Szwaji, gdyż mama moja ją uwielbiała za te reportaże i można rzec przeszło to uwielbienie na mnie...nie znałam jej książek wtedy...
Skończyłam studia, potem kolejne i dostałam książkę ,,Jestem nudziarą''
Potem kolejną, potem dokupiłam, potem ktoś następną mi pożyczył!
A od kilku lat co roku dostaję kolejną najnowszą na urodziny od moich cudnych Tancerek!
Przeczytałam wszystkie!
Mam nawet jedną z osobistym autografem!
Co mam powiedzieć kocham jej książki nie tylko za to, że są z moim ukochanym Szczecinem w tle! Kocham za poczucie humoru, za góry, miłość do folku irlandzkiego!
Za pamięć o przeszłości i odwadze w podejmowaniu decyji, które zmieniają nasze życie!
Za to, że przyjaciół można mieć w każdym wieku!
Za to,że można mieć ich wielu!
Za to, że bycie dojrzałym to nie znaczy bycie starym pierdzielem!
Za marzenia i ich realizacje!
Za to, że nigdy nie jest za późno!
Najnowsza i kolejna dzięki moim Dziewczynkom Irlandzkim!
Dziękuję Wam z całego serca!
No i to mój aniołek dzisiejszego postu!
Polecam! Polecam! Polecam!
A i jeszcze jedno! Bohaterowie przeplatają się w kolejnych książkach(jak u Musierowicz), co dla mnie jest cudowne bo nie lubię się z nimi rozstawać!
A Wy macie takiego pisarza ,,lokalnego'', którego kochacie tak jak ja Panią Monikę!?
Pozdrawiam cieplutko!
aga

piątek, 3 stycznia 2014

Styczniowo... aniołowo!

Nowe idzie! Nowe! Możliwości, pomysły i nadzieje...
Jak na złość koniec roku to awarie wszystkich możliwych sprzętów! Aparatu także! Więc zwlekałam z pisaniem postów bo zdjęcia z komórki jakoś nie satysfakcjonowały mnie...ale jak się nie ma co się lubi...
No i samoistnie wyszło postanowienie noworoczne, choć od lat ich nie czynię, muszę kupić aparat!
Ze sprzętami to wyszło w grudniu tak, że już zaczęłam na wszystko ręką machać!
Blender, kuchenka mikrofalowa, piec gazowy, aparat a na koniec w samego Sylwestra żelazko hahaha!
Biorąc na miękko wszystko i jako że Hanka właśnie wyszła z zapalenia oskrzeli, poszłyśmy w sylwestrowe popołudnie do kina na Krainę Lodu! Cudna bajka! Chyba najlepsza z minionego roku! Zmarzłyśmy jak nie powiem co! Ponieważ film już dość długo grają a i pora świąteczna, sala kinowa była pusta i...zimna. Hania stwierdziła, że mamy film w 5D!
Idziemy do kina!
A teraz szybki przegląd co udało mi się zrobić w grudniu!
Zostawię sutasz na inny post dziś anielsko!
Zaczęło się od aniołów w pracy!
Aniołek zrobiony przez Hanię:
Aniołki zrobione dla moich bliźniaczek!
No i tyle sielsko-anielsko!
Kochani! Życzę Wam wszystkim cudownego roku!
Dziękuję, że zaglądacie do mnie i za każdy pozostawiony komentarz!
Ściskam cieplutko!
aga