Od minionego weekendu wzdycham głęboko i w przemyśleniach trwam...i nie są to dobre przemyślenia, Wam powiem, oj nie są!
Wybrałam się do przyjaciółki do Nowogardu...pociągiem. Ze Szczecina to rzut beretem i w dodatku przyjemnym super nowym pociągiem(zwanym Smerfem)relacji Szczecin-Kołobrzeg. Pociąg studencki, tak można określić. Po krótce wam powiem, nie było miło. W drodze powrotnej do domu...Ludzi starszych , stojących, pełno, a młodzież z porozkładanymi plecaczkami na fotelach, kurteczkami, które zajmowały miejsca siedzące(no doprawdy w komfortowych warunkach), ze słuchawkami na uszach, bo a nuż ktoś zapyta czy wolne, a tak można udać głuchego...A ci co słuchawek nie mieli, swoją postawą i wulgarnością, zniechęcali skutecznie do jakichkolwiek pytań o miejsce. Stałam więc tak sobie godzinę,obok wolnego miejsca(a raczej siedzącej kurteczce) patrząc w oczka siedzącej dziewczynie w ciąży i z politowaniem myśląc, że ja już dawno urodziłam, wychowałam i mam to za sobą ale ona (i tu żal mi jej szczerze)za chwilę doświadczy trudów macieżyństwa w tak egoistycznym świecie. Gdzie ważniejsze są dla nas nasze ,,zabawki" niż człowiek!
Zapytacie dlaczego się nie odezwałam, zrobiłam to jadąc do Dorotki...Na dwóch fotelach leżały kurtki, więc zapytałam czy miejsca są wolne, kiedy usłyszałam, że tak i zobaczyłam brak reakcji, powiedziałam, że chciałabym usiąść. Doprawdy nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Z wielką pogardą dla mnie i z Och Boże, Och Matko...zabrały swoje kurteczki...całą drogę zerkając na mnie z nienawiścią. No nie kurde! Po co pytam o wolne miejsca, no chyba, żeby usiąść?????Miałam w nosie ich reakcję, wyjęłam książkę i zaczęłam czytać....ale nie było to miłe..
A pomna reakcji mojej córki na każde moje reagowanie, bom przecież zawodowo zajmuję się wychowaniem-Mamusiu, proszę nie odzywaj się, bo zawsze to się kończy awanturą! Dałam sobie spokój! Wieczorem usłyszałam w wiadomościach, że chłopak stanął w obronie dziewczyny i został zasztyletowany....I tak cały tydzień myślę...Reagować, nie reagować?
Na pocieszkę kupiłam bukiet tulipanów i upiekłam ciasteczka, bardzo kruche, mniam!
Do drugiej partii dodałam odrobinę zielonego barwnika spożywczego!
Przepyszne! Niczym nie smarowane bo ciut za słodkie! Następnym razem jeszce mniej dam cukru! Ale ogólnie fantastczne! No i zniknęły w mig!
I w takim szamrokowym kształcie hi hi!
Wszystkim życzę miłego weekendu!
aga
Mnie też przeraża obecna "znieczulica"... Strach reagować na jakieś sytuacje bo może sie to skończyć tragicznie.... W jakim świecie nam przyszło żyć... Ktoś kiedyś walczył o wolność o to aby było lepiej.... A teraz od tego lepiej niektorym sie w glowach przewraca... Ech... Smutne to prawda.... Nic to my niewiele w tej kwestii mozemy zrobic, a moze jednak powinnismy cos z tym robic...? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńAle wiem, ze na takie ciacha mislabym ochote;)
pozdrawiam niebiesko:)
Prawda, swiat z dnia na dzien staje sie coraz bardziej egoistyczny i pelen przemocy.Smutne to.Nic nie mozemy zobic z ogolem ale mozem w domu nasze pociechy uczyc przyzwoitosci i wrazliwosci.
OdpowiedzUsuńCiasteczka w zielonych barwach jak na zakochana w irlandi przystalo.Wygladaja apetycznie.Pieknego dnia!
Dziękuję Dziewczynki! Mam taki młyn, że nie mam czasu nawet zajrzeć na bloga! Buziaki!
OdpowiedzUsuńKochana jak tam akcja "młyn" już lepiej z wolniejszym czasem?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam niebiesko:) buziolki:*
Yoluś, zapadłam chorobowo! Masakra! Dalej nie mam czasu a jak mam to zdycham?! Życie! Będzie git! Ja ruska stal, nie gniotsa, nie łamiotsa!
UsuńDzięki Kochana za pamięć!