wtorek, 4 lutego 2014

Wychowanie?! Subiektywnie i bez zdjęć...

Wczorajszy post miał byc o zapachu...i był!
We wstępie jednakże nawiązałam do anegdotki rodzinnej, co mi się skojarzyła przy tej okazji...
I dobrze się stało, bo po komentarzach Uli i Justynki pomyślałam, że i ja wyrażę swoje zdanie baaardzo osobiste.
Bo choć zawodowo zajmuję się wychowaniem, myślę,że specyfika mojej pracy ogranicza moje możliwości i doświadczenie w tej dziedzinie.
Ale od początku.
Moje wychowanie, prywatne.
Oszczędzając Wam peanów nad własnymi dziećmi, powiem tylko, że jestem dumna bardzo, z tego jak udało mi się wychować moje własne Melniki! Oczywiście, wielki wkład miał w to wychowanie mój Mąż jedyny, ojciec dzieci mych własnych! Dziękuję Ci Panie Melniku, że mnie wspierasz i wciąż przy mnie trwasz!
Nie powiem Wam, iż bezbłędnie oceniam sytuacje, że bez potknięć idę do przodu w moim macierzyństwie, że babole mnie omijają. Wciąż dostaję szału o pierdoły, kłótnie między dzieciakami, ich nicnierobienie, brak samodyscypliny i ambicji u Dominika, lenistwo u Hanki.
Ale wiem, że moje dzieciaki lubią spędzać czas z nami, rozmawiamy o wszystkim, kłócimy się o wszytko i nie gniewamy się na siebie!
Uczą się, pracują i idą do przodu!
Dominik miał zawsze problem z pisaniem. Kiedy Pani od polskiego zasugerowała badanie w Poradni pod kątem dysleksji, pomyślałam, jasne, w życiu większej bzdury nie słyszałam! Leń paskudny, znam go przecież, nie uczy się zasad pisowni, książek nie czyta...więc nie mam opcji, nigdzie nie idę! Nie będę ułatwiać mu życia, bo mu się uczyć nie chce!? Tak też zrobiłam! Innych problemów nie było. Uczył się dobrze. Sprawowanie wzorowe ew. bardzo dobre. Szkołę zawsze lubił. Bywało, że nawet miał stu procentową obecność!
Dziś ma 19 lat i jest w 3 klasie technikum. Ma umysł ścisły. Myśli czy woli zostać grafikiem czy programistą...
Hania w przeciwieństwie do brata,humanistka, dużo się uczy, czyta książki i...robi te same błędy...chce zajmować się makijażem i stylizacją...
Moje dzieci nie są wybitne, bez zadęcia na bycie najlepszym! W codziennym życiu mądre, dobre i niesprawiające problemów( do tej pory oczywiście. Wynoszą śmieci, myją gary i szorują kibel. Potrafią zrobić zakupy, obiad, pranie...
I może na tym polega sekret dzisiejszego wychowania?!
By nie wychowywać egoistów, ułomnych życiowo, niezaradnych w czynnościach codziennych...nastawionych na branie, koncetrujących się na ja, moje, dla mnie!
Bo miłość, moim zdaniem, nie polega tylko na głaskaniu albo tylko wymaganiu...
Zaspokajaniu potrzeb za wszelką cenę, choć w portfelu pusto! Albo kupowanie wszystkiego za cenę świętego spokoju i czystego sumienia.
Jestem z tych co głośno ryj piłuje, wiedźma histeryczno-choleryczna!
Ale nienawidzę gniewania się, użalania, marudzenia! Oddałabym wszystko dla moich dzieci!(Zaakceptowałam to, że nie będę miała w domu doktorów i profesorów hehe!)) Równocześnie potrafię z uśmiechem na ustach wstawić kosz pełen śmierdzących śmieci do pokoju synka, bo ten zapomniał je wynieść...
Dobra bo się rozczuliłam!
Wracając do Poradni!
Dominik nigdy nie był diagnozowany, jak pisałam wcześniej, nie widziałam uzasadnienia.
Natomiast przy Hance zaczęłam się zastanawiać...
Pomyślałam, że pójdę z ciekawości w końcu jako matka nie jestem obiektywna, posłucham specjalisty, co z tą cholerną ortografią!?
Jestem po badaniu psychologicznym.
Nie wiem czy warto było?!
Według psychologa...
Moje dziecko cierpi na pamięć krótkotrwałą,ma zaburzenie rytmicznej pracy mózgu, jest bardzo przeciętna(jest w 4 klasie i ma średnią 4,73)
i kompletnie nie zna zasad ortografii!
Nie wiem co powiedzieć?!
Czekam na badanie pedagogiczne!
Wszystko Wam opiszę, oczywiście.
Chciałam wiedzieć, jak mam dziecku pomóc, nie dostać papier by było jej łatwiej...no zobaczymy?!
Na chwilę obecną, łącząc doświadczenia prywatne i zawodowe mam takie wnioski:
1.Do Poradni kieruje szkoła!
Byłam ewenementem na skalę kilku lat, że sama się zgłosiłam z córką do Poradni! Pani nie mogła w to uwierzyć!
2. Do Poradni zgłaszają się tylko rodzice z dziećmi z którymi szkoła sobie nie radzi bo:
a) dziecko jest agresywne
b) uposledzone intelektualnie
c) zaniedbane emocjonalnie bo rodzina jest dysfunkcyjna
3. Rodzic idzie bo zostaje zmuszony przez Szkołę lub MOPR
Rodzic pokazuje że mu zależy, szkoła, że zrobiła wszytko.
4. Do niczego to nie prowadzi.
Szkoła nie ma warunków, możliwości lub chęci do dodatkowej pracy z uczniem(wg. wskazówek i zaleceń specjalistów)
Rodzic nie ma czasu, chęci do dodatkowej pracy w domu z własnym dzieckiem.
Efekt jest tego taki, że nasze dzieci dzięki takiemu świstkowi z diagnozą są łagodniej oceniani w zakresie badanego przedmiotu i wspierani w przekonaniu, że to ich usprawiedliwia całkowicie i nie muszą się przejmować, ani bardziej starać.
Oczywiście piszę cały czas o swoich doświadczeniach!
Wierzę jednak, że są ludzie którzy poszukują podpowiedzi jak pracować i pomóc własnemu dziecku w lepszym zapamiętaniu, pisaniu, zrozumieniu...i że ja będę mogła się do nich zaliczać.
Moje doświadczenia są na płaszczyźnie zawodowej. Dlatego zgadzam się w tym przypadku z Ulą, że jest to tylko usprawiedliwianie i wzmacnianie lenistwa moich podopiecznych. Bez chęci i wsparcia rodziców nawet moja praca indywidualna nie przyniesie efektów. Tym bardziej, że moim rodzicom zależy na świętym spokoju (byli, zrobili) niż na lepszych efektach pracy ich dzieci. W większości moi wychowankowie zakończą edukację na szkole gimnazjalnej ewentualnie zawodowej, bardzo rzadko średniej...
Ale z drugiej strony, nie można porównywać nas i naszego wychowania do dzisiejszej młodzieży.
Każde pokolenie rodzi się na miarę swoich czasów.
Problemy są na miarę czasów w jakich żyjemy.
Nie można porównywać naszego dzieciństwa do czasów obecnych,tak jak nasi rodzice nie mogą porównywać swojego dorastania z naszym.
To myśmy stworzyli takie pokolenie i to nie wina naszych dzieci, że takimi właśnie są!
To my tworzymy alternatywy dla usprawiedliwienia swoich niemocy, niechęci i braku czasu.
To my kupiliśmy wszystkie te telefony i teraz zamartwiamy się gdy nie dzwonią.
To my w czasie gdzie sklepy są pełne wpadamy w obsesję posiadania i dziwimy się, że nasze dzieci też stale coś chcą(no bo przecież my tego w dzieciństwie nie mieliśmy)albo przeciwnie kupujemy coś i oczekujemy wdzięczności( no bo my tego nie mieliśmy w ich wieku).
To my zrobiliśmy ze szkoły instytucję gdzie nie wolno na dzieci nasze krzyknąć, dotknąć, krytykować. Tak jak Ula napisała i u mnie w szkole matematyczka okładała dziennikiem po głowie za złe odpowiedzi! A rodzice kazali jeszcze przepraszać Małpę starą za wyprowadzenie z równowagi!
A i w nie jednym domu funkcjonowało motto: Dupa nie szklanka nie pęknie!
Ale to było wczoraj i dziś jest nie do zaakceptowania nawet głośne mówienie o tym. Stale doszukujemy się drugiego dna, poddekstu, traumy z dzieciństwa.
Nie możemy wrzucać do wora wszystkiego i wszystkich.
Justynko masz rację! Ja też znam rodziców cudownych, którzy zmagają się z ciężkimi przypadkami dysfunkcji ale bardzo chcą ułatwić życie swoich dzieci lub wspomóc ich poprostu w rozwoju. Pamiętam jak moja ciocia walczyła w czasie kryzysu lat 80tych z fenyloketonurią swojej córki. Jak długo czekała na diagnozę i pierwsze słowa były, że dziecko będzie upośledzone. Jakby ktoś powiedział daj sobie spokój z twojego dziecka nic dobrego nie wyrośnie...
Postęp pędzi i nie jesteśmy w stanie zapanować nad nim.
Tematu nie wyczerpałam, jeszcze tysiąc słów mogłabym napisać! I wszystko to byłoby wciąż subiektywne.
Bo tyle ile nas, tyle opinii, teorii...a błędów i tak nie unikniemy. Ja także! Osobiście życzę każdemu, to czytającemu, by mógł powiedzieć, że jest dumny ze swoich dzieci! A za 20 lat, że wychował ich na dobrych i mądrych rodziców.
A o zapachach już w następnym poście!
Cieplutko, każdego i wszystkich z osobna, ściskam!
aga





5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, jak to ja, kij w mrowicho i skończyć nie mogę, ot gęba ma jest niewyparzona i podobny choleryczny charakter do Twojego, ale pod tym co napisałaś jak bym umiała co do słowa nawet nogami bym się podpisała :)), dzieci mam normalne, tez im ładuje do głowy od małego i kocham i krzyczę i całuje na zmianę;) i dalej je szlifuję, bo chyba nie ma na to limitu czasowego, ??
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda Uluś! Kochać, krzyczeć i całować na zmianę pięknie napisane! Amen!
      Masz rację te szlifowanie to całe nasze życie!
      Warto, och jak warto!
      Pa!

      Usuń
  3. oj jak zwykle mądrze napisane....stwierdzam że dzieci potrzebują granic aby czuć się bezpiecznie. Muszą mieć świadome co mogą a co nie .... Trzeba wspierać i doceniać nasze dzieci, czy to wielki krok czy kroczek...czy nawet jakaś porażka. Rozmowy jak najbardzie..to dużo zmienia. I czas jaki możemy im poświęcić. Oni więcej nie potrzebują, oni chcą byśmy byli i się nimi interesowali, bo jak nie my to kto ?? Muszą czuć to że są potrzebni i i i nic wiecej nie dodam ide się w nich wtulać i gilać..

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Anusiu!
    Żeby wszytkie Matki były takie mądre!? Pięknie napisałaś!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń